sobota, 25 lipca 2015

Film nie o Wrocławiu

   Hola!
W sierpniu zeszłego roku, napisałam do przyjeciela, że mam pomysł na film. Bardzo szybko podłapał temat,  była zajawka i ruszyła burza mózgów. Dwa dni później mieliśmy cały plan. Rozpisaliśmy miejsca, w których chcieliśmy zebrać materiał. Nasze głowy aż tryskały pomysłami. Ponad miesiąc później zaczęliśmy działać. Wykorzystywaliśmy każdą wolną chwilę na maksa. Wszystko bardzo rozciągneło się w czasie. Łączyliśmy naukę,  pracę, wyjazdy i obowiązki z przyjemnością. Czymś co dawało nam kopa dobrej energii.
   Pierwsze zdjęcia były timelapse'ami. Założenia z początku,  spontanicznie nabierały nowego kierunku. Ogólny zarys, uległ kompletnej zmianie. Stworzyliśmy razem nową historię, w innch miejscach, w innych ciuchach. Każde spotkanie poprzedzaliśmy rozmowami.  Zawsze dopinaliśmy wszystko na ostatni guzik. Trzy dni spędziliśmy w wieży kościoła garnizonowego, powtarzając ujęcia.  Zawsze towarzyszyły nam bangiery i żelki. Czasem gorąca herbata czy kakao, bo zima miała nas gdzieś. Ciężką sprawą był mój ubiór. Przez całość filmu i kadrów miał być ten sam. Zielona, letnia parka, białe trampki, czarne spodnie. Tylko pogoda się zmieniała.  Ilość stopni na termometrze też. Rozchorowałam się. Mimo wszystko, działaliśmy dalej.
  Jędrek jest perfekcjonistą. Każde ujęcie musiało być przynajmniej dobre. Pełno razy powtarzaliśmy sceny, bo coś stawało nam na drodze. Chłopak, od którego wypożyczaliśmy ronina, ochrona lotniska, a to śnieg spadł, gdzieś było za ciemno, szumy, drgania, deszcz, rozebrali jarmark świąteczny, ujęcia nie pasowały do siebie i tak dalej i tak dalej. Z dnia na dzień mieliśmy lepsze pomysły,  więcej doświadczenia i dzięki temu ujęcia były coraz bardziej profesjonalne. Dach renomy był naszym drugim domem. Temperatura  grubo na minusie,  ja w tej kurteczce, ale jakaś siła pchała mnie do przodu. Jędrek wykorzystywał moje emocje. Bywałam przemęczona, przemarznięta, zła (jak prawdziwa kobieta), od wiatru szkliły mi się oczy, a on właśnie tego potrzebował. Tego wszystkiego widocznego na mojej twarzy. Damn, bywało ciężko,  ale dobrana była z nas ekipa!
  W styczniu Jędker pojechał do Warszawy składać film ze swoim znajomym, Maćkiem Oślakiem.  Niesamowicie nam pomógł przy montażu. To był wielki krok do przodu. Byłam w tym czasie w Anglii, wiec słabo wiedziałam o postępach. Tyle,że pracują w kompletnie dzikich porach. Od piątej rano do południa,  potem spanie. Jak ich naszło,  to na nowo montowanie do oporu. Okazało się, że musimy dograć i poprawić kilka ujęć. Niestety wróciłam przepakować torby i znowu poleciałam za granicę.  Jędrek w tym czasie dopieszczał co mógł. Ostatecznie,  wszystko skończyliśmy w marcu. Z różnych przyczyn mieliśmy kolejny, niezły zastój. Dopiero w czerwcu na nowo ruszyło kolorwanie, zabawa z dźwiękiem i w końcu data premiery.
   Niedziela, 26. lipca, czyli jutro. Nasze najlepsze trzy minuty, chociaż ilość materiału jaką zebraliśmy,  mogłaby być wykorzystana do filmu pełnometrażowego. To była super przygoda, nauka i praca w jednym. Podziękowania należą się Maciejowi za bezcenna pomoc, panu kościelnemu, którego bardzo uszczęśliwiliśmy, Basi za pożyczenie sprzętu,  Iwowi za wyrozumiałość,  chłopakom za wszytskie zdjęcia,  Jurkowi i Olkowi, za użyczenie swoich sylwetek do ujęć oraz Tarniowi za wszystkie rady. To był świetny czas spędzony z WAMI. Daliśmy z siebie 150% i już jutro zobaczymy historię, widzianą oczami Jędrka.
  Polecam go do współpracy pod każdym względem. Ten chłopak, po prostu robi rzeczy. Nadszedł czas na " TIME PIECE", reżyserski debiut mojego przyjaciela,  Jędrzeja Zatora. To jego aktualna życiówka i świetne portfolio.
  Miłego oglądania!
  https://www.facebook.com/events/1627474430842091/1631551963767671/?ref=notif&notif_t=plan_mall_activity

1 komentarz:

  1. Już nie mogę się doczekać, ale Olka, co to są bangiery? :D

    OdpowiedzUsuń